wtorek, 21 lutego 2012

19.02 Slonie, wodospad i bambusy:)

Rano wymeldowalysmy sie z hotelu, plecaki zostawilysmy w hotelowej przechowalni za free (milutko z ich strony:) i o 8 wyruszylysmy na wycieczke minibusem, ktora zarezerwowalysmy poprzedniego wieczoru w agencji przy naszym hotelu. Bylysmy troche zawiedzione bo okazalo sie, ze nie jedziemy z zadna grupa tylko same:( ale trudno, nawet nie pomyslalysmy, zeby o to zapytac wczesniej. Naipierw byly slonie w Maevang Elephant Camp. W osrodku naliczylysmy 11 sloni, z czego my dostalysmy 2, wlasciwie 3 bo jeszcze z nami dreptal maly slonik:) Dorota jechala sama i ja z Asia. Przejazdzka trwala ok godziny i bardzo nam sie oczywiscie podobalo chociaz bylo kilka momentow strachu przy ostrzejszych podejsciach pod gore lub z gorki. Na mnie i na Aske nasz slon strasznie plul wiec pod koniec bloto mialysmy nawet na twarzy:) Widocznie jemu sie mniej podobalo niz nam:) Najlepsze bylo to male sloniatko, ktore w ogole nie chcialo isc i caly czas cos podjadalo po drodze.

Pozniej 20min w busie i wodospad Mae Wang. Nie byl moze jakis ogromny ale i tak niezle sie ubawilysmy. Woda spadala z taka sila, ze nie dalysmy rady podejsc pod sam wodospad. Na szczescie Asia ma wodoodporny aparat wiec narobilysmy mnostwo zdjec. Przebierajac sie w suche ciuchy, niedaleko wodospadu Aska zauwazyla bambusy i wpadla na pomysl, ze porobimy sobie na nich zdjecia. Zadna z nas nie byla na kursie tanca na rurze, wiec z poczatku opornie nam to wychodzil, zeby sie zawiesic jakos na tym bambusie ale pozniej Aska opracowala metode "na kielbaske" i sesja zdjeciowa skonczyla sie sukcesem, czyli mamy zdjecia niczym z klubu go go tyle, ze na bambusie:) Nie obylo sie bez kontuzji. Ja mam wielkiego siniaka na udzie a Dorota na obu i na prawym cycku:)
Ostatni punkt programu to byl bamboo rafting czyli splyw rzeka na bambusowych tratwach. To byly waskie ale bardzo dlugie tratwy, gdzie siedzialysmy jedna za druga a jakis miejscowy pan na stojaco wioslowal. Cisza, spokoj, fajne widoczki po drodze, az zachcialo nam sie spac tyle, ze znowu przemoczylysmy tylki. Na koncu splywu, na brzegu czekal na nas juz nasz kierowca i wrocilysmy do hotelu ok 15.
Miedzy wodospadami a splywem zjadlysmy tez lunch, ktory byl wliczony w cene wycieczki. Prosta, warzywna zupa w dziwnym naczyniu, ryz z warzywami i na deser owoce. Jak do tej pory to byl najprostszy i najlepszy tajski posilek jaki jadlysmy.

W hotelu odebralysmy bagaze, cos tam zjadlysmy i ruszylysmy tuk tukiem na dworzec autobusowy zahaczajac po drodze o kafejke internetowa w poszukiwaniu naszego pendriva. Poprzedniego wieczoru przekopalysmy nasze bagaze i wszystko co bylo mozliwe, bo okazalo sie, ze gdzies zaginal. Mialysmy go pilnowac jak oka w glowie, bo jest tam juz znaczna czesc naszych zdjec, ktore juz z aparatow usunelysmy. Na szczescie znalazl sie w kafejko-pralni, gdzie bylysmy 2 dni temu. Na dworcu mialysmy do wyboru 2 autobusy do Chiang Rai. Jeden VIP i drugi - klasy A, cokolwiek to mialo znaczyc. Poniewaz zaszalalysmy ostatnio na markecie wybralysmy o polowe tanszy. Nie bylo zle, bez klimatyzacji oczywiscie, tylko jakies wiatraki przy suficie ale podroz trwala niecale 4 godziny z czego wiekszosc przespalysmy. Poniewaz w nocy spimy zazwyczaj po 4 godziny, gdzie nie usiadziemy to zasypiamy, zazwyczaj w roznych srodkach transportu:) W Chiang Rai szybko znalazlysmy bardzo fajny i tani questhouse. Pan, ktory pokazywal nam pokoje byl lekko zdziwiony, ze wzielysmy pojedynczy pokoj ale jak mamy do wyboru podwojny z 2 malymi lozkami a pojedynczy z jednym ogromnym to wygodniej nam na jednym wielkim. Bo gdyby laczyc te dwa male lozka to jedna musialaby spac na laczeniu i pewnie trzeba by bylo ciagnac zapalki, ktora spi w srodku haha. Pozniej ruszylysmy w miasto ale okazalo sie, ze wszystko wlasciwie zamkniete, zdazylysmy tylko cos zjesc i zmuszone bylysmy isc spac o 1 i to byl wlasnie ten pierwszy dzien od poczatku naszych wakacji, kiedy wreszcie przespalysmy prawie 8 godzin!!!

Wieczorem naszla nas tylko taka refleksja czy wszystko z nami ok:) Tzn. czy skakanie do polnocy po kuszetkach w pociagu, wieszanie sie na bambusach i tysiac innych podobnych rzeczy to nie przesada w naszym wieku:D Ale podobno w zyciu lepiej zalowac, ze sie cos zrobilo, niz zalowac, ze sie czegos nie zrobilo;)

wycieczka na slonie, wodospad i bamboo rafting - 1100baht
autobus Chiang Mai - Chiang Rai - VIP 264baht, zwykly 132baht
pojedynczy pokoj dla 3os:) questhouse "Chat House" w Chiang Rai - 300baht

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz