piątek, 24 lutego 2012

21-22.02 slowboat do Luang Prabang

Poprzedniego wieczoru postanowilysmy nie kupowac laczonych biletow w agencji, tylko dotrzec do Huay Xai na wlasna reke. Jednym autobusem, jedna lodka i trzema tuk tukami dotarlysmy do granicy tajsko-laotanskiej zaoszczedzajac przy tym az 450baht. W ciagu 10min zalatwilysmy lao wize za 30 dolarow i przed 11 zapakowalysmy sie na tzw slowboat. 6 godzin przepieknych widokow, kilka lub kilkanascie drzemek i miedzy 18 a 19 zawinelysmy do Pak Beng na nocleg. Poniewaz nasze plecaki waza juz prawie tone, zawitalysmy do pierwszego lepszego guesthousu. Pak Beng to tak naprawde jedna ulica dlugosci ok kilometra. Jest nawet jeden bar, gdzie wyladowalysmy wieczorem swietujac moje urodziny. Po kilku free shotach przy barze, zdecydowalysmy sie na lokalna whiskey i za 4 funty byla niezla impreza. Nie obylo sie bez torcika i happy birthday. Wieczor skonczyl sie nad Mekongiem sesja fotograficzna z Beerlao. Rano o dziwo bez kaca, zamowilysmy kanapki i mialysmy ruszac do portu, ale ze nikt nie trzyma sie tutaj ustalonej godziny i widzialysmy ze wszyscy jeszcze leniwie spaceruja po ulicy, zdazylysmy jeszce zjesc sniadanie. Ostatecznie, slowboat zamiast o 9 wyplynal o 10.30 zaladowany po brzegi. Musialysmy siedziec osobno, bo miedzy siedzeniami nie bylo miejsca na nogi. Ja poszlam na tyly, gdzie wlasciwie bylo skladowisko plecakow. Poniewaz nie bylo zbyt wygodnie a widoczki stracily na uroku, zaczelysmy grac w panstwa miasta, co wzbudzilo powszechne zainteresowanie podrozujacych. Okazalo sie, ze w inych panstwach sie w to nie gra. Wieczorem zawinelysmy do portu w Luang Prabang i szybko znalazlysmy guesthouse. Wzielysmy prysznic i zjadlysmy kolacje w restauracji nad rzeka. Wymarzylo nam sie czerwone wino do kolacji. Okazalo sie ze nie maja calej butelki i ku naszemu zdziwieniu, pani wskoczyla na swoj skuterek i pognala do sklepu. Prawie wyladowalysmy na ulicy, bo po powrocie okazalo sie, ze nasz guesthouse jest zamkniety a my mamy klucz tylko do pokoju. W koncu ktos nam otworzyl ale to nie koniec niespodzienek. W lazience znalazysmy dodatkowego lokatora, wielkiego karalucha. Od razu sie spakowalysmy z zamiarem znalezienia nowego lokum o poranku.

1 komentarz: